“Tym zaś przeszłość przewyższa marzenie, że przecież kiedyś była…”

21 stycznia 2010 , Tagi: InTARnet.pl

“Spacerek” tradycyjnie rozpoczął się od niewielkiej etiudy przygotowanej przez Tarnowską Artystyczną Konfraternię. Pomysł wspólnego śpiewania pieśni patriotycznych, wojskowych przyjął się tak dobrze, że w rezultacie światło dzienne w niedzielę ujrzał “Tarnowski Śpiewnik Historyczny” – przyda się przy okazji obchodów Święta Niepodległości. Kolejny raz spotkanie to przyniosło nową niespodziankę – pewien starszy mężczyzna dopominał się o uczczenie pamięci dziesięciu “klawiszy” w tarnowskim zakładzie karnym, którzy w czasie wojny przemycali dla uwięzionych przez Niemców tarnowian rozmaite rzeczy (do tego tematu kiedyś powrócimy).
Podczas spotkania sięgnięto po fragmenty książek: “Wojna zaczęła się w Tarnowie” Romana Szydłowskiego i wspaniałe “Książeczce” Jana Bielatowicza nieosiągalne już na rynku – i z tego ostatniego źródła pozwalamy sobie zacytować fragment:
“Tarnowskie zegary chodziły wedle starego czasu do pierwszych dni września 1939 roku. Na tydzień przed wkroczeniem wroga na ziemie polskie uderzył on w Tarnów. Zegar na dworcu kolejowym, który pokazywał czas postępowy, o pięć minut wyprzedzający katedrę, stanął, gdy ogromnej siły bomba, pozostawiona w dworcowej przechowalni, rozerwała zachodnie skrzydło budynku.
Zaczął się czas całkiem innej miary. Obrzydliwość spustoszenia zaległa miasto. Dzieci jego pouchodziły w góry i lasy, i w obce kraje, a jeśli kto wrócił, by zabrać cokolwiek ze swego dobytku, doznał udręki, jakiej na tej ziemi “nie było od początku świata”.
Przy ulicy Urszulańskiej pod numerem 18 wróg założył swoją katownię. W ciągu pięciu lat wprowadzono tam – nazywało się to siedzibą tajnej policji – kilkanaście tysięcy, często skutych łańcuchami mężczyzn, kobiet i dzieci. Dwa tysiące z nich nie wyszło stamtąd z życiem. Niektórych wynoszono w workach, aby się nie rozsypały części ich ciała.
Furty nowoczesnego więzienia tarnowskiego zamknęły się w tym czasie za pięćdziesięciu tysiącami aresztowanych. Swoją drogą szły obławy na ludzi. Powietrze najbliższych miejscowości: Zawady, Lisiej Góry, (…) rozbrzmiewało co parę minut strzałami salw egzekucyjnych. Ziemia tarnowska obróciła się w wielki cmentarz rozstrzelanych.
Jedni z pierwszych więźniów oświęcimskich to byli tarnowiacy, a najpierwsi inżynierowie z Mościc.
Do pieców gazowych poszli wszyscy Żydzi. I Klar z żoną Rebeką, ten od znaczków pocztowych i przyborów szkolnych, i Leser od lodów cytrynowych i śmietankowych, i (…), lekarze, adwokaci, księgarze. Kopuła nowej bożnicy, dominująca nad wschodnim horyzontem miasta, padła w gruzy podpalona.
Spłonęły bimy wszystkich starożytnych bóżnic. Izraelskie dzieci miasta prowadzono do obozów długimi szeregami. Miasto odbierało w milczeniu ich ostatnią defiladę.
Przez wrota śmierci przy ulicy Urszulańskiej, a potem przez obozy koncentracyjne, przeszli i nie wrócili:
księża – kanonik Roman Sitko, rektor Seminarium Duchownego, profesor Seminarium ksiądz Józef Paciorek, ksiądz Dydyński, Gornowiec i wielu innych;
wiceprezydent miasta – Tadeusz Kołodziej;
profesorowie i nauczyciele – 67-letni Kasper Ciołkosz, który nosił w chmurach ascetyczną głowę, wypełnioną romantyzmem i socyalizmem, (…)
nie wyszli żywi z obozów: prokurator Spólnik, (…)
nie wrócili z obozów trzej przywódcy złotej młodzieży: (…)
padli zamęczeni: młodziutki harcerz Jacek Godowski i (…)
zadeptani butami, zatłuczeni kijami osunęli się w błoto i kurz obozowy: gruby księgarz Kwiczała i jego sąsiad piekarz, (…)
wymordowani zostali bywalcy od Skoliwoskiego, Kuziory i Adama Palucha (…)
jak łany zboża ścinał wróg całe rodziny “krzaków tarnowskich”: Baciów, Białasów, (…)
Ich prochy rozsypały się przeważnie po wrogiej ziemi, wymiecione z pieców obozowych. Na obcych lądach spoczęło też wielu tarnowiaków, którzy na tamten świat przeszli inną bramą niż numer 18 ulicy Urszulańskiej. Tarnów nie stracił w ostatniej wojnie wielu budynków: dworzec kolejowy, pocztę, wszystkie bożnice, kilkanaście domów. Tylko stracił najlepsze dzieci…
Nie nastąpi już na tym świecie powrót do Tarnowa pomordowanych, poległych i zmarłych na wygnaniu jego synów, i nie wiadomo, czy wrócą kiedyś żywi, czy to w tryumfie, czy z cichym łkaniem. Ale gdy czasy przeminą, może wszyscy spotkają się na tarnowskich Polach Elizejskich, może się dla nich otworzą drzwi rajskiego kinoteatru “Marzenie”. Dusze się w nim zmieszczą może wszystkie. Na podium wejdzie doktor Schutzer i opowie o świetle, które ujrzały dusze przekraczając próg wieczności. A potem – bo czasu liczyć się nie będzie – zaczną się opowiadania i rozmowy, i wspomnienia. Zobaczą się wszyscy i nacieszą do syta największym szczęściem ziemi, jakim jest jej synostwo. Rozejdą się potem dusze po znajomych placach i uliczkach, po ogrodach i boiskach, a z wieży ratusza płynąć będzie melodia orkiestry strażackiej “Chwalcie łąki umajone”. I zejdą się Tarnowscy, Melsztyńscy, Łabędzie, Ostrogscy, Sanguszkowie, Trzemescy, Godzinki i Łyczki, Bemowie, Goslarowie, Brodzińscy i Szujski z Łacinami, Pyrczakami, Kuligami i Nowakami. Może też zawitają goście: błogosławiony Jakub Strzemię i Świrad Żurawek, i święty Stanisław, i Grzegorz z Sanoka, i ksiądz Orzechowski, i Wit Stwosz, i Jan Maria Padewczyk, i Jan Pfister, którzy gościli w murach Tarnowa, a może nawet i święty Marcin na białym koniu, święty Walenty z kapliczki za cmentarzem na Zabłociu, i święty Florian z ratusza ze złotą szablą.
A jeśli nigdy nie będzie Pól Elizejskich w kinie “Marzenie” ani na Rynku tarnowskim, to znaczy, że szczęście ludzkie musi być zagrzebane, jak skarb w ziemi, w przeszłości. Tym zaś przeszłość przewyższa marzenie, że przecież kiedyś była.”

Intarnet

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej